Hejj <3
Na początek chciałam Was bardzo, bardzo, bardzo przeprosić, że tak długo czekaliście <3 Ale po pierwsze komputer mi się zepsuł, a po drugie NAUKA... -,-
Okej, no to łapcie!
CZĘŚĆ I : http://londyyn.blogspot.com/2013/05/zayn.html
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
*Londyn, dom 1D*
N:Spóźnia się...
H: Liam, musisz lepiej nim kierować.
Li: Haloo, wszyscy w tym siedzimy.
H: Musi wiedzieć, że takie okazje trafiają się bardzo rzadko.
N: Spoko, na pewno wie.Nie jest już dzieckiem.
Nagle do pokoju wszedł Zayn.
Z: Hej co tam?
L: Spóźniłeś się.
Z: No sorry.
* OCZAMI ZAYNA*
I nim zdążyłem się wytłumaczyć zadzwonił dzwonek do drzwi.Poprawiliśmy sie po raz ostatni, a Liam otworzył drewniany prostokąt (drzwi XDDD).
Do domu wszedł Paul- nasz menager
P: No czeeeść!
Wszyscy: Hej!
P: Dobra, przejdźmy od razu do rzeczy, pogadajmy otwarcie.Jeden reżyser obserwował Was i spodobaliście się mu.Twierdzi, że macie naprawdę wielki talent.Mówię poważnie!Umiecie spiewać, tańczyć i wierzy, że umiecie grać.
Ja: Taak, no pewnie.
P:Bo on chce Was zaangażować do filmu.
Wszyscy nie mogliśmy uwierzyć i ucieszyliśmy sie jak nigdy.
P: Ale jego ludzie nie do końca się z nim zgadzają.- I wtedy mina nam zrzedła.
P: Oni widzą w Was zepsute szczeniaki, którzy lubią szczerzyć zęby przed kamerami- i w tym momencie Paul wyjął gazetę, na której byliśmy.Faktycznie dziwnie to wyglądało.Na szczęście Liam zaczął Nas bronić.
L: Paul, dobrze wiesz jakie są brukowce,manipulują zdjęciami- zaczął monolog Nasz "bohater", ale Paul mu przerwał:
P: Rozumiem na prawdę....Słuchajcie chodzi mi o to, że taka szansa trafia się raz w życiu i on chce dać Wam tę szansę, ale pod jednym warunkiem.
H: Jakim?- Tym razem odezwał się Hazza.
P: Musicie udowodnić, że jesteście poważni i odpowiedzialni.
Ja: Jak mamy to zrobic?
P: W poniedziałek ja i James- bo tak nazywał się reżyser, spotkamy się z jego ekipą i spróbujemy ich przekonać.W tym czasie, wy macie unikać pismaków.Rzadnej prasy.Złej czy dobrej, stoi?- Przez chwilę dokładnie analizowaliśmy to co powiedział Paul i zgodziliśmy sie.
P: Okej.Najlepiej zostańcie w domu...No dobra to ja już lece.
Lou: Dzięki, pa.
* TYM CZASEM W LONDYNIE
OCZAMI JESSICI *
Siedze na walizce i czytam książkę.A Sara cały czas chodzi w kółko.Czekamy właśnie na rodziców.
S: Ale z Ciebie kujon! Odrabiasz tu lekcje?!
Ja: Mmmmm niee.Po prostu czytam, powinnas kiedyś spróbować.
S: Że co?! W kółko czytam!
Wyciągnęłam z bagażu gazetę z 1D.
Ja: TO?- wskazując na gazetę- Tu są same zdjęcia.
S: Precz z tymi łapami!!- I zabrała mi kolorowe pismo.
Ja: Z chęcią...
S: Co oni tak długo robią? Dajcie mi samochód, bo "mężowie" już na mnie czekają!
Ja: Mmm...Sara ty jednak nie umiesz czytać.
S: Umiem, umiem.Prawo jazdyyy- powiedziała pokazując na prawko.
Ja: Nie, nie umiesz.Popatrz..- I pokazałam na tabliczkę, którą moja siostrzyczka zaczęła czytać głośno:
S: " żeby móc wypożyczyć lub prowadzić samochód z naszej firmy musisz mieć skończone 25 LAT" ?!- Ostatnie 2 słowa wykrzyczała.- ŻE CO?!Jak mam teraz zrobić, to co miałam zrobić??
Nagle z nikąd pojawili się rodzice.
Mama: A co miałaś zrobić?
S: Aaaaaamm, pokazać... Jessice miasto.
Tata: Aaaa, babcia na pewno pożyczy Ci swój samochód.
S: super.
Gdy zajechaliśmy do babci przywitaliśmy się wszyscy jednym wielkim uściskiem.
Ja: Babciaa!
B: Jessica!! Tak się za Tobą stęskniłam!
Ja: Ja teeeż!
B: Poznajcie się to jest Howard, mój chłopak.- Babcia jest wdową.Dziadek umarł kilka lat temu.
Ja: Cześć, miło mi cię poznać, Howard.
H: Mnie również.
Babcia widząc Sarę stojącą przed jej samochodem powiedziała:
B: Oooo Sara, jak chcesz to możesz wziąć samochód.
H: Taak, trochę go podrasujesz i będzie jeździć jak szalony.- Był to dość stary różowy wóz.
S: yy, taak.Cóż za piękne auto, w którym lepiej się nie pokazywać.
Babcia się tylko uśmiechnęła.
Ja: Czy to znaczy, że zagrasz z nami w brydża?
B: hahaha
Wieczorem weszłam do "naszego" pokoju- mojego i Sary, widząc ją jak chodzi w kółko i się strasznie denerwuje, kończąc z kimś rozmowe telefoniczną.
Ja: Babcia kazała Ci się uspokoić.Cały dom się trzęsie.
S: właśnie gadałam z Tedy, (Przyjaciółka Sary) przekazała mi świetne informacje, które znalazła na tt chłopców! Zaraz grają koncert na urodzinach Perrie i ja musze tam być!
Ja: haha o ile uda ci się przekonać rodziców.
S: mmm, To pójdź ze mną!
Ja: Niee.
S: taaak, puszczą mnie jak pójdziesz ze mną.
Ja: Ile razy mam Ci to powtarzać?Nie obchodzi mnie życie rozpieszczonych gwiazdeczek i szczerze to mam już dość One Direction..gadasz tylko o nich..
S: Wtedy się zamkne.
Ja: że co?
S: Jeśli ze mną pójdziesz i poznam One Dii to przestane o nich gadać.-powiedziała bardzo z siebie zadowolona.Wooow, nie powiem zaskoczyła mnie.
S: Do końca wyjazdu.
Ja: A może tak do końca życia?
S: Proooooszee!
*troszkę później*
Zajechaliśmy samochodem, Sara siedzi za kierownicą.
Ja: Co ty wyprawiasz?!Tutaj nie można parkować!
S: Jeśli jedna osoba zostaje w środku to nie parkowanie tylko postój.
Ja: Dostaniemy za to mandat.
S: No to usiądź za kierownicą...no już!
Ja: Dobraa.-Zrobiłam to co powiedziała Sara, a ona przesiadła się na chwilę do tyłu, gdzie się przebrała.
*OCZAMI ZAYNA*
Dzisiaj są urodziny mojej ukochanej.Właśnie przyjechaliśmy z chłopakami i jednym naszym kolegą do klubu 21.Znaczy na razie kryjemy się w samochodzie, żeby nikt nas nie widział.Nie chcieliśmy sensacji, w końcu obiecaliśmy Paulowi.
K (kolega): To nie był dobry pomysł- miał racje.Było tyle ludzi, którzy stali w dłuuugiej kolejce...plus oczywiście fotoreporterzy.
Ja: Niee tam stary.
k: Nie powinno Nas tu być.Powinniśmy siedzieć w domu i melanżować.
Ja: Ale obiecałem Perrie, że zaśpiewam na jej urodzinach i nie mogę jej zawieść.
Lo: Ahhh..ty i te twoje głupie zasady przyjaźni...
Ja: Te zasady dotyczą też Ciebie, Was wszystkich.
Lo: No dobra, no dobra, ale w zamian imprezujesz z moją boską osobą!
Ja: Taaa, nie da się zaprzeczyć stary.
N: Heloooooł! Idziemy?
Ja: No, jazda.
Nasz kolega będzie nas krył.Mamy pewien plan...
*OCZAMI JESSICI*
S: Już jest?- powiedziała swidząc samochód 1D.
Szybko wychodząc powiedziała tylko Zostań tu!
*OCZAMI ZAYNA*
No więc plan był taki, że nasz kolega pojedzie samochodem zmylić wszystkich.
My obserwowaliśmy to z bezpiecznej odległości.
k: Perrie, kotkuuu, wszystkiego najlepszego!- i przytulił ją lekko.
P: A gdzie Zayn i chłopcy?
k: ooo, nie mogli się wyrwać...
k: Siedzą w domu i napychają sobie brzuchy to powiedział wprost do reporterów.-Chodź zabawimy się- i wziął bardzo zdziwioną Perrie pod ręke, wprowadzając do klubu.
My w tym czasie wymkniemy się tylnym wejściem.
*OCZAMI SARY*
S: Z drogi!!- przepychałam się między wszystkimi, widząc ich straszne miny.Słyszałam raz po raz "co się tak pchasz!!"
S: Przepraszam, przepraszam!!Jesttt już jeste w klubie!!
*OCZAMI ZAYNA*
Szliśmy wąską, czarną uliczką.Byliśmy tak zamaskowani w postaci okularów i kaptura, że nikt nas nie rozpoznał.
Na reszcie weszliśmy do środka!Bardzo Nas to ucieszyło.W biegu ogarneliśmy się, bo zaraz mieliśmy przecież wejść na scene.Już słyszeliśmy jakiś głos dobiegający se sceny" NASZĄ JUBILATKĘ PERRIE EDWARDS ODWIEDZI DZISIAJ GOŚĆ SPECJALNY...ONE DIRECTION!"- Wszyscy błyskawicznie spojrzeli się na scene, wyczekując naszego wejścia.
Ja: Heeeej wszystkim.
Chłopacy: Witamyy!
Spojrzałem w stronę naszego kolegi, który stał z Perrie, która była w lekkim szoku,ale oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu, jeżeli takowe jest.Powiedziała tylko pod nosem "WIEDZIAŁAM.."
Zaczęliśmy śpiewać KISS YOU.
*OCZAMI SARY*
Nie wierze!!Są na scenie!!Słysze ich!!
Pchałam się z całych sił...znowu...tylko, żeby ICH zobaczyć.
Matkoo, na żywo słucha się ich o wiele lepiej.
Właśnie skończyli śpieważ, a głos przejął Zayn- mój ulubiony z chłopców.
Z: Wszystkiego najlepszego kochanie!! Dziękuje!
No superr!Dopchałam się akurat wtedy kiedy zeszli ze sceny...po prostu zajebiście...
*OCZAMI JESSICI*
Ile można czekać....już dłużej nie wytrzymam w tym samochodzie, do tego jest straasznie późno.
"Dosyć tego!"-powiedziałam do siebie i wyszłam szukać mojej kochanej siostrzyczki...Jest tak dużo ludzi....nie dopcham się.
Nagle znalazłam ciemną uliczkę, postanowiłam tam pójść.Miałam szczęście.
Gdy miałam już nacisnąć na klamkę, ktoś przywalił mi mocno drzwiami.Od razu upadłam na zimny chodnik.
Ja: Ałłłłłłł!
nieznajomy: Uderzyłem Cie?
Ja: Niee, drzwi mnie same uderzyły!-Matko, co za debil.
Nieznaj.: yyy...no to nie jest dobrze...
Ja: Z tobą czy ze mną? Bo zdje się, że to ja oberwałam drzwiami.
Nieznaj.: Naprawdę nie jest dobrze.....
Ja: czekaj...ty jesteś Zayn z On......-niestety nie dane mi było skończyć bo ten "debil" zasłonił mi usta swoimi rękoma.
Z: yy Taak, dam Ci bilety na mój koncert, jak nie zaczniesz krzyczeć.
Ja: Ale nie chce iść na twój głupi koncert!- wzięłam wreszcie jego ręke z moich ust.
Z: Dobra.., to jedziemy do lekarza.
Nagle podjechał samochód, a w nim siedziało 5 chłopców( Liam,Lou,Hazza,Niall i kolega)
Z: Okej, chodź...szybko, szybko.Weź mnie za ręke..dobra, idziemy.
O niee, przypomniałam sobie o Sarze.
Ja: A co będzie z Sarą?
Z: A kto to Sara?
Ja: Moja siostra. Chyba została w klubie.
Z samochodu wyszedł Louis...pewnie myślicie skąd wiem jak ma na imie?Po prostu moja siostra mówi o nich dzień i noc, więc...
Podszedł do nas i powiedział:
Lo: ŁOŁOŁOŁOŁOŁO...CO JEST GRANE?!?
Z: pogadamy pózniej, pomóż mi.
Lou: Dobra.
Z: Niech wsiada do samochodu.
Lou pomógł mi wejść do smochodu. Z tyłu siedziała reszta, a ja z Zaynem z przodu.Trzeba przyznać, wielki ten wóz...Wszyscy się ze mną przywitali.
Lou: Kim ona jest?powiedział nachylając się nade mną.
Z: Zapnij pas...Jak masz na imie?
Ja: Jessica.
Zayn z Louisem zapieli mi pas.
Z: Ahaa, no to miło Cię poznać.
Ja: Znam delikatniejsze powitania.niestety cały czas bolała mnie głowa od tego uderzenia...a on się tylko uśmiechnął.
Ja: Ojj, chyba jest mi niedobrze..
Lou: Ejjjj, tylko nie wymiotuj na nasz samochodzik.
Ja: Dobraa- i niestety zwymiotowałam na jego buty...no po prostu nie wytrzymałam.
Lou się tylko wydarł, zdjął buty i zostawił je na ulicy, po czym wszedł do samochodu.Czułam, że jest lekko na mnie zły...no nie dziwie się, też bym była.Przychodzi sobie jakaś laska i wymiotuje na moje buty...niezbyt miłe...
Zayn jakiemuś kolesiowi, którego o dziwo nie znałam, bo nie był w zespole powiedział, żeby przywiózł moją siostrę do domu.Dał mu kluczyki i odjechaliśmy.
Po jakimś czasie już byliśmy w szpitalu.
Siedziałam na takim łóżku, a lekarz mnie badał.
L: Mhmm, teraz śledź oczami światło- powiedział trzymając małą "latarkę", a ja robiłam co kazał.
L: Więc zrobiłem wszelkie badania...tomografia też w porządku...chyba nic ci nie jest.
Nagle Zayn odsłonił zasłonkę i uchylił głowę.Śmieszny widok, chciało mi się śmiać, ale się powstrzymałam.
Z: Czyli będzie żyła?
L: Preeecz.
Z: Mhmm- i już go nie było.
L: Nie ma żadnych niepokojących objaw i na pewno nie masz wstrząsu mózgu.
Trochę zdezoriętowana, spytałam:
Ja: to dlaczego wymiotowałam?
L: Może zjadłaś coś nie świeżego, a może to była reakcja na widok tego głupka...-miał na myśli Zayna.
Uśmiechnęłam sie lekko, a Zayn znów wparował.
Z: Dzieli nas kotara, John i słysze Cię.
J: Nie, nie słyszysz..
Ja: To wy się znacie?
Z: Taak, to mąż mojej siostry.
Ja: yym, czyli mogę już iść?
J: Taak, ale pamiętaj, żeby przyłożyć okład jak wrócisz do domu.Zaraz będe.
Ja: No dobra.
Przez cały czas Zayn się na mnie patrzrył, a ja na niego.
CDN....
----------------------------------------------------------------------------
PROSZĘ CZ.II JUTRO POSTARAM SIĘ DODAĆ CZ.III.
JAK ZWYKLE BAARDZO PROSZĘ O KOMENTARZE, TO DLA MNIE BARDZO WAŻNE.I PAMIĘTAJCIE O OCENIANIU POD SPODEM POSTU.
Przepraszam, za wszelkie błędy, ale nie mam czasu sprawdzać. ;*
KOCHAM WAAAS ;**
~VICY :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz